Moda

Moja uwaga w ostatnich dniach skierowała się w kierunku zjawiska mody. Stało się tak w pierwszej kolejności za sprawą wpisu Moda na Ateizm na blogu Uprzejmie nie wierzę,  a dalej za sprawą koleżanki, której myśli również w tym samym czasie podryfowały ku temu pojęciu. Chcąc ustosunkować się do wpisu, stwierdziłam, że (jak to mam w zwyczaju) muszę ustalić definicję pojęcia MODA. I w ten oto sposób natrafiłam na wyjaśnienie autorstwa G. Simmla:

Moda to naśladownictwo danego przykładu, zaspokajające pragnienie adaptacji społecznej: wiedzie jednostkę drogą, którą podróżują wszyscy, dostarcza ogólnych przesłanek sprawiających, że zachowanie każdej jednostki  staje się kolejnym przykładem. Zarazem w nie mniejszym stopniu zaspokaja pragnienie różnicowania, tendencję ku odmienności, pragnienie zmiany i przeciwieństwa – z jednej strony poprzez stałą zmianę treści, nadającą dzisiejszej modzie piętno indywidualne w przeciwieństwie do mody dnia wczorajszego i jutrzejszego, a z drugiej strony poprzez zróżnicowanie mody w zależności od klas społecznych – moda klas wyższych nigdy nie jest taka sama, jak moda klas niższych: w rzeczy samej moda ta zostaje zarzucona w chwili, gdy klasy niższe zaczynają ją sobie przyswajać. (…) Absolutna obojętność mody w stosunku do materialnych standardów życia znajduje doskonałą ilustrację w fakcie, że czasami zaleca coś całkiem odpowiedniego, czasami coś niejasnego, a czasami coś materialnie i estetycznie obojętnego. Moda respektuje wyłącznie motywację formalnospołeczną. (…) (ŹRÓDŁO)

Wiedziona tym tropem przeczytałam nieco szerszy fragment autorstwa G. Simmla (dostępny TUTAJ), gdzie  autor definiuje konstytutywne cechy zjawiska, do których należą:

  • naśladownictwo,
  • przemijający charakter,
  • cykl życia, charakteryzujący się występowaniem faz wzrostu – szczytu – spadku.

O modzie zwykle mówimy w przypadku zjawisk materialnych, ale podlegać jej  mogą również idee. Jednak kiedy o nich mowa, musi zaistnieć pewien specyficzny warunek, o którym wspomina Simmel:

Moda od czasu do czasu wywiera wpływ na przedmioty zdeterminowane obiektywnie, takie jak wiara religijna, zainteresowania naukowe, a nawet socjalizm i indywidualizm, ale nie staje się czynna jako moda, dopóki przedmioty te nie uniezależnią się od głębszych ludzkich motywów, z których się narodziły. (ŹRÓDŁO).

O ile więc narodziny mody wymagają  istnienia idei powstałej dzięki siłom intelektu, o tyle przejście zjawiska w sferę mody oznacza pozbawienie go warstwy refleksyjności. Ponadto, jak podkreśla Simmel, moda pozostaje raczej na powierzchni ludzkiej osobowości, nie wnikając w głąb jaźni, której struktura wymaga stałości, jakiej zmienność mody nie jest w stanie zaspokoić.

Zastanawiam się jednak, na ile stanowisko Simmla, który żył na przełomie XIX i XX wieku, przystaje do współczesnych realiów, w których styl życia, podlegający ciągłym modyfikacjom w czasie, staje się kategorią kluczową w kształtowaniu tożsamości. Nurtuje mnie, czy nie potrzebujemy nowej definicji mody, w której byłoby miejsce na rys refleksyjny. Przecież różnorodny świat późnej nowoczesności, w którym równolegle funkcjonują odmienne mody wymaga od jednostki selekcjonowania obowiązujących wzorców, a tego rodzaju wybór wymagałby od niej refleksji. Jeśli dysponujecie własnymi przemyśleniami na ten temat, albo literaturą zapraszam do komentarzy 🙂